Witam serdecznie na moim blogu. Tutaj pisać będę o bieżących wydarzeniach. Tematy malarskie potraktuję jako oddzielne działy bloga.
16 maja
Nowy tydzień wita ulewnym deszczem. Na szczęście prognozy są optymistyczne. Właśnie słucham Jarosława Kreta. Bardzo, bardzo go lubię. Nawet wtedy, kiedy zapowiada marną pogodę, robi to z ogromnym wdziękiem.
18 maja
Jestem załamana bezsilnością. Wczoraj kilka godzin poświęciłam na umieszczenie na blogu Księgi gości. Pomagała mi Nessska i Benia, ale nie udało się. Serdecznie dziękuję Beni, że poświęciła tyle czasu i energii.
14 czerwca
Każdy ma w swojej świadomości pewne ważne pojęcia i wartości. W moim przypadku jest to między innymi ojczyzna. Piszę o tym, ponieważ nie podoba mi się pewna wypowiedź na forum grafiki. Rozumiem emigrację polską za ocean, prześladowaną w PRL za działalność polityczną. Rozumiem też naszą młodą emigrację za chlebem. Nie jestem jednak w stanie pojąć, jak można odcinać swoje korzenie i chełpić się tym, że nie odwiedza się kraju swych przodków.
16 czerwca
Rozpętała się wielka dyskusja na forum graficznym na temat emigracji. Korciło mnie, żeby dołożyć i swoje "trzy grosze". Powstrzymałam się jednak, bo nie chciałam, by moje zdanie na ten temat kogoś uraziło. Mam wrażenie, że osoba, która była sprawcą tej dyskusji, nie jest do końca szczera.
26 czerwca
Zaczęłam dzisiaj nowy temat w swojej galerii na forum graficznym. Pomyślałam sobie, że i tutaj mogę jednocześnie taką prezentację zamieszczać.
12 lipca
Od kilku dni pogoda zmienna. Upał ponad 30 stopni na przemian z burzami. Szczęście, że nie trzeba chodzić do pracy. Na zakupy jadę samochodem skoro świt, żeby potem już mieć spokój. Niestety, muszę gotować, czego nad wszystko nie znoszę.
24 lipca
Na 10 dni wyjechałam na wieś kilka kilometrów od Sanoka. Jest tutaj bardzo ładnie, ale pogoda pod psem. Cicho sza, bo usłyszy to Berni - pies, którego mam pilnować podczas nieobecności syna.
3 sierpnia
Nareszcie jestem w domu ! Przez cały tydzień lało i było bardzo zimno. W telewizji sezon ogórkowy w pełni. Starałam się wytropić w gąszczu powtórek w programie tv coś, czego nie widziałam. Nie było to wcale takie proste.
5 sierpnia
Pogoda wreszcie się poprawiła, więc moi przyjaciele zaprosili mnie na wycieczkę do Krynicy. Utartym szlakiem pojechaliśmy przez Słowację do Kupeli Bardejowskich.
Potem odwiedziliśmy ukochaną Krynicę. Lubię tam jeździć i spacerować po deptaku albo usiąść na ławeczce obok fontanny i oddychać krystalicznym górskim powietrzem.
12 sierpnia
Wczoraj spotkałam się z koleżanką, której nie widziałam aż 44 lata. Ania mieszka od wielu lat w Nowym Jorku. Na 3 tygodnie przyleciała do Polski, by odwiedzić swoją córkę w Biłgoraju. Było ogromnie miło. Ania jest bardzo ciepłą i serdeczną osobą. Jestem szczęśliwa, że mogłam Ją zobaczyć w realu, nie tylko na skype.
Po spotkaniu z Anią pojechaliśmy do Zamościa - perełki renesansu i cudownego miasta arkad, z rynkiem chyba najwspanialszym w Polsce i z górującym nad nim ratuszem.
18 sierpnia
Dzisiaj kilka godzin spędziłam nad Zalewem Solińskim w Polańczyku. Pogoda dopisała. Robiłam zdjęcia, ale bardzo źle wyszły. Wybrałam tylko to jedno na pamiątkę.
30 sierpnia
Byłam dzisiaj w lesie w Bykowcach. Zrobiłam kilka zdjęć, ale są byle jakie, więc pobawiłam się jednym z nich i taki oto efekt. Wystarczyło dodać włosy i już nie ta sama kobieta.
1 września
Dowiedziałam się dzisiaj, że zmarła moja koleżanka Małgosia Tomecka. Miałam nadzieję, że pokona ciężką chorobę, która ją dopadła. Tak pięknie ostatnio wyglądała. Nie poddawała się do samego końca. Z zamiłowaniem malowała obrazy i fotografowała. Gdy kilka lat temu wróciła z Niemiec do Polski, dość okazały dom w Sanoku zamieniła na mały wiejski domek, urządzając go ze smakiem.
Jej hobby stał się teraz również ogród. Czy nie wygląda bajecznie ? Żyć, nie umierać !
Małgosia utalentowana była także muzycznie. Pięknie grała na pianinie. Razem prowadziłyśmy w szkole zespół wokalno-taneczny, przygotowałyśmy widowisko I jak nie kochać tej ziemi nad Wisłą, które wzbogaciła swoimi kompozycjami.
Wybierałam się do niej na wieś, ale nie zdążyłam się już z nią zobaczyć. Wieczne odpoczywanie Małgosiu.
5 września
No cóż... życie toczy się dalej. Początek września przyniósł piękną pogodę, więc pojechaliśmy wczoraj żegnać lato do ukochanej Krynicy. Zwykle zatrzymujemy się po drodze w Kupelach, wczoraj miejscem postoju była starówka Bardejowa.
Rano było trochę chłodno, ale później dosyć mocno przygrzewało. Około 9 rano byliśmy już w Bardejowie jeszcze pustym o tej porze.
W tle Bazylika świętego Idziego - najważniejszy zabytek miasta. Zachowało się tam aż 11 późnogotyckich ołtarzy skrzydłowych, co jest ewenementem na skalę europejską. W 2000 roku Stare Miasto Bardejowa wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Większość zabytków Bardejowa skupia się wokół rynku, w obrębie dawnych murów miejskich. Okalają go kolorowe kamienice ze spadzistymi czerwonymi dachami. Na jego środku stoi ratusz, który wygląda jak domek z piernika.
Krynica już gotowa na XXI Forum Ekonomiczne, które zaczyna się w środę.
12 września
W Polsce już ranek następnego dnia, a w Nowym Jorku jeszcze 11 września. Pamiętam ten dzień sprzed 10 lat bardzo dobrze. Gdy zobaczyłam wbijający się samolot w wieżę WTC, podobnie jak wielu innych ludzi pomyślalam, że to film katastroficzny. Po chwili uświadomiłam sobie, że to się dzieje na prawdę. Nikt owej daty nie zapomni. Każdego roku będzie przypominać, iż nasz współczesny świat nie jest wolny od przemocy, terroryzmu, wojen. Że wciąż żywe jest motto Medalionów - Ludzie ludziom zgotowali ten los. Chociaż minęło już 10 lat, stale rodzą się pytania : Jak to było możliwe? Dlaczego się zdarzyło? Trudno na nie odpowiedzieć. Dokonali tego ludzie świadomi swych czynów i ponoszący za nie całkowitą odpowiedzialność.
15 września
Dzisiaj moi wspaniali przyjaciele zaprosili mnie na wycieczkę do Sandomierza. Do Rzeszowa trochę trudno się jechało, bo była gęsta mgła, ale potem już było idealnie. Przejeżdżaliśmy przez tereny, które ucierpiały podczas ubiegłorocznej powodzi. Wciąż jeszcze widoczne są ślady na budynkach dokąd sięgała woda. Dobrze, że Stare Miasto zbudowano na wzgórzu i woda nie zagroziła zabytkom.
Sandomierz odwiedziłam już chyba piąty raz i zawsze jestem pod jego urokiem. Jest to jedno z najstarszych polskich miast. Wspominał o nim w swych kronikach już Gall Anonim. To niezwykłej urody miejsce jest pełne niezwykłych i pięknych zabytków. Spacer po starówce przenosi zwiedzających w odległe czasy Haliny Krępianki, czy pięknej Judyty. Pierwsza z nich podczas napadu Tatarów, używając podstępu wkradła się w ich łaski, co ocaliło gród. Niestety, przepłaciła to życiem. Judyta to ukochana księcia Henryka Sandomierskiego. Ponieważ była prostą Żydówką, nie spodobało się to możnym oraz duchowieństwu. Wymusili na Henryku usunięcie dziewczyny z zamku sandomierskiego. Książę jednak znalazł sposób na to, by Judyta została w Sandomierzu. Wybudował dla niej podziemne komnaty, gdzie spotykał się z ukochaną potajemnie. Judyta zajmowała się czarami, które zapewniły jej i księciu wieczną młodość. Jak wieść niesie, oboje do dziś przebywają w podziemiach miasta. Niezwykle piękne jest położenie Sandomierza. Leży nad Wisłą na siedmiu wzgórzach, stąd mówi się o nim „Mały Rzym”. Do centrum można wejść przez jedną z zachowanych bram – Bramę Opatowską widoczną na zdjęciu. Ulicą o takiej samej nazwie dochodzimy do uroczego rynku.
Ryneczek okalają renesansowe kamieniczki. W jego centrum znajduje się okazały ratusz zwieńczony jedną z najpiękniejszych attyk. Niestety, na tym zdjęciu jej nie widać. Mój fotograf nie uchwycił też herbu miasta nad zegarem słonecznym na ścianie ratusza, gdyż skupił się głównie na mnie. Spacerując po sandomierskiej Starówce rozglądałam się bacznie czy z jakiegoś zaułka nie wyjedzie na rowerze geniusz od zagadek kryminalnych - Ojciec Mateusz, lecz nie był to czas kręcenia serialu.
Pojawiło się ostatnio w polskiej telewizji kilka programów szukających młodych talentów. Bardzo dobrze, bo okazuje się że mamy zdolną młodzież i rozśpiewaną. Zdarzają się oczywiście i takie przypadki jak w ostatnią sobotę, że do konkursu stanął mistrz bekania. Było to okropne, ale nie tylko to mnie niepokoi i drażni. Kiedyś Słowacki powiedział, że chodzi mu o to, żeby język giętki wypowiedział wszystko, co pomyśli głowa. Chyba jego pragnienie się spełnia, bo nasza mowa jest nadzwyczaj żywa i chłonna. No cóż, nasz język nie jest martwy, żyje. Jedne słowa wychodzą z użycia, a pojawiają się nowe, często zapożyczone z języków obcych. Jakiś czas temu w konkursie oceniającym śpiewających amatorów jako juror wystąpił artysta kaleczący polski język, dziękując im za "wykon". Okazuje się, iż słowo to zaczyna się coraz bardziej popularyzować. Inny juror użył z kolei słowa "zapodać". Funkcjonują również w naszej mowie słowa "natręty". Nagle wszyscy staliśmy się bardzo precyzyjni. Jest "dokładnie" i wszystko "ogarniamy". Na szczęście, a może na nieszczęście coraz rzadziej szukamy "konsensusu". Coraz częściej słyszymy w mediach także wulgaryzmy, ale to już osobny problem.
27. września
Pięknie zaczęła się w tym roku jesień. Słoneczne, ciepłe dni zachęcają do spaceru, a ja już piąty dzień z kolei spędzam w łóżku. Na szczęście mija przeziębienie, czuję się znacznie lepiej. Bardzo lubię jesień, chociaż kojarzy się nam z przemijaniem.
6 października
Korzystając z ostatniego chyba ciepłego jesiennego dnia, odwiedziłam dzisiaj otwarty trzy tygodnie temu rynek galicyjski w sanockim skansenie.
Na rynku galicyjskim jest też poczta i fryzjer.
Jest także zakład zegarmistrza. Nie jest on tylko obiektem muzealnym, bo można tam naprawić stary zegar.
9 października
Dzisiaj już o 7 rano byłam w lokalu wyborczym. Głosowałam na partię, do której mi najbliżej i na konkretną osobę, którą znam dobrze od lat i która bardzo wiele dobrego zrobiła i dla mojej szkoły i dla oświaty w środowisku. Mocno wierzę, że jeśli zostanie wybrana, to nadal będzie walczyć o dobro polskiej szkoły i o prestiż nauczyciela. Udział w wyborach uważam za swój obywatelski obowiązek.
9 listopada
Według prognoz to już ostatnie ciepłe dni listopada. Korzystając więc z pięknej pogody, wybrałam się dziś z synem na spacer po sanockiej starówce. Zaczęliśmy od rynku.
Następnie poszliśmy do parku, ale nie spacerowaliśmy po jego alejkach, bo to aż 3 kilometry ścieżkami i cały czas pod górę. Odwiedziliśmy tylko plac przy wejściu od ulicy Mickiewicza.
Odwiedziliśmy też miejsce, gdzie się wychowałam i mieszkałam od pierwszego roku życia do matury i kilka lat po powrocie do Sanoka.
Jest to secesyjna kamienica przy ulicy Kazimierza Wielkiego. Mieszkanie rodziców znajdowało się na pierwszym piętrze.
Na rogu kamienicy jest rzeźba Atlasa podtrzymującego kulę ziemską. Dewotki idąc do kościoła czasami zostawiały tam kwiaty, myśląc, że to figura Chrystusa.
Na końcu przeszliśmy się po deptaku. Na szczęście potrzymałam chwilkę za nos Dzielnego Wojaka Szwejka.
13 grudnia
30 lat już minęło od tej ważnej daty w najnowszej historii Polski. Wszyscy stawiamy sobie pytanie, czy wprowadzenie stanu wojennego miało jakieś uzasadnione przesłanki. Sondaże mówią, że polskie społeczeństwo różnie to ocenia. Połowa twierdzi, że była to zbrodnia, za którą winni powinni ponieść surową karę. Mniej więcej tyle samo Polaków uważa, że było to mniejsze zło. Trudno jest zająć zdecydowaną postawę wobec tego faktu prostemu człowiekowi, który tak jak ja nie angażował się w politykę, ale starał się wykonywać rzetelnie swoje obowiązki wobec ojczyzny zwykłą pracą dla niej. Swoje zdanie taki przeciętny człowiek może wyrobić sobie jedynie wierząc jednej lub drugiej stronie. Ja nie mam przekonania, że gdyby nie stan wojenny, nie byłoby obcej interwencji. Nie słyszałam, by ktoś temu zdecydowanie zaprzeczał. Może lepiej, że to polskie czołgi pojawily się na ulicach. Nie bronię generała Jaruzelskiego, ale myślę, że ten schorowany stary człowiek już poniósł karę. Nie zawsze więzienie jest tą najgorszą zapłatą za popełnione winy. Poza tym chyba nie tylko zło ma na sumieniu. Przecież walczył o wolność ojczyzny, przeszedł cały szlak bojowy. Zarzuca mu się, że dla kariery wojskowej dokonał niewłaściwego wyboru, ale może uwierzył w tę piękną ideę, że walczy o wolną i sprawiedliwą Polskę. Nie mnie go osądzać. Niech zrobi to historia.
27 grudnia
Święta, święta i po.... zwykło się mówić. Spędziłam je spokojnie. Przy stole wigilijnym byliśmy we trójkę. Trochę smutno, gdy się wspomni jak to drzewiej bywało. W moim domu rodzinnym do wigilii zasiadało czasami około 15 osób. Przeczytałam wczoraj w internecie, że księża ubolewają nad tym, iż święta Bożego Narodzenia tracą z każdym rokiem swój duchowy wymiar. To prawda, no ale jak może być inaczej, kiedy już po Wszystkich Świętych rozbrzmiewają kolędy w centrach handlowych i pojawiają się choinki, a telewizja kusi nas świątecznymi reklamami. W okresie mojego dzieciństwa o tym, że zbliżają się święta przypominała szklana figura diabła u pana Popka - sprzedawcy słodyczy na małym rynku, dziś Placu Świętego Michała. Dekorowała ona witrynę sklepu dopiero od dnia mikołajek. Choinka pod Arkadami stawała tuż przed samymi świętami, a w domach strojono ją w samą wigilię. Tak przynajmniej było w mojej rodzinie. Choinka musiała być żywa i do samego sufitu. Miała ponad trzy metry, bo rodzice mieszkali w starym budownictwie. Monopol na jej strojenie miał początkowo mój ojciec, później ten zaszczyt i przyjemność były moim udziałem. Pamiętam, że wieczorami na kilka dni przed świętami kupowało się dwa albo trzy kilogramy czekoladek. Zawijaliśmy je w nacinaną w frędzelki bibułkę i złotko. Robiło się też przegląd bombek, odkurzano je i uzupełniano brakujące wieszadełka. Mama piekła chałki, makowce, pierniki i kruche ciasteczka. Pomagaliśmy z bratem wycinać z ciasta foremkami zwierzątka, gwiazdki i inne figurki. Ogromna szynka zapeklowana przez mamę leżała jakiś czas w spiżarni, potem woziło się ją na sankach do wędzarni pana Patały. Nie pamiętam czy mama przestrzegała tego, by na wigilijnym stole było 12 potraw, ale tradycyjnie nigdy nie mogło zabraknąć barszczu z uszkami, pierogów nadziewanych kapustą z grzybami i ziemniakami oraz gołąbków z ryżu i kaszy. Oczywiście królował karp smażony i śledzie robione na dwa lub trzy sposoby. Obowiązkowo był również kompot z suszu, nazywany juszką. Gdy wigilię organizowała ciocia Marysia, przygotowywała jeszcze moją ulubioną kutię. Jest to słodki deser z pszenicy, miodu, maku oraz różnych bakalii. Zapomniałam jeszcze o czosnku. Jedliśmy go zaraz po podzieleniu się opłatkiem. Miało to zapewnić zdrowie rodzinie przez cały rok. Nie było zwyczaju w domu moich rodziców rodzinnego uczestniczenia w pasterce, choć kościół oddalony był od naszej kamienicy jakieś 300 metrów. Na pasterkę zaczęłam chodzić dopiero razem z koleżankami w okresie liceum. Była to jedyna okazja do spotkań po północy. Kościół był zawsze pełen ludzi, tłum też stał pod świątynią. Wokół unosił się zapach czosnku i alkoholu, bo niestety w wielu sanockich domach podawano go, wznosząc toast, że ryba lubi pływać. W mojej rodzinie niestety też była na stole wódka, którą ojciec z wielkim nabożeństwem przygotowywał ze spirytusu, dodając palonego cukru. Moja rodzina była dość muzykalna, więc śpiewanie kolęd na głosy zupełnie dobrze nam wychodziło. Ja bardzo szybko nauczyłam się grać na guzikówce, a potem na akordeonie, przygrywałam więc rodzinie. Kolędnicy zaczynali chodzić już od wigilii. Wczesnym rankiem składali życzenia połaźnicy. Każda rodzina starała się wpuścić choć jednego połażnika, by przypadkiem nie weszła pierwsza do domu jakaś kobieta. Była to zła wróżba. Na Boże Narodzenie i na Szczepana, chodziły grupy kolędnicze z żywą lub kukiełkową szopką, ale częściej dzieciaki byle jak przebrane, śpiewające kolędy.
31 grudnia
I znów upłynął kolejny rok życia. Zazwyczaj ludzie dokonują w taki dzień jak dzisiaj podsumowania. No cóż, kończący się rok nie był najlepszy. Przyniósł wiele trosk i kłopotów. Oby nadchodzący był lepszy, szczęśliwszy, a nade wszystko zdrowszy. Do siego roku !
Ciąg dalszy spraw bieżących w części drugiej (maj 2012)
Witaj Krysiu...rozpoczęłaś bardzo fajnym tematem podobnie jak ja i widzę, że doskonale sobie radzisz...braaaawo i pozdrawiam Renia.
OdpowiedzUsuńDziękuję Beniu za pomoc i komentarze.
OdpowiedzUsuńWitaj Krysiu, zajrzalam, poczytalam, poogladalam i na pewno wroce. Serdecznie Cie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKrystyna pisze ....
OdpowiedzUsuńDziękuję Asiu. Miło, że odwiedziłaś mój blog.
Krysiu dzisiaj zajrzalam do Ciebie ponownie i z wielka przyjemnoscia przeczytalam wspomnienia o Swietach Bozego Narodzenia w Twoim Rodzinnym Domu. Masz niesamowita pamiec i barwnie opisujesz wydarzenia z przed wielu lat. Bardzo to ladne i ciekawe.
OdpowiedzUsuńDzień dobry Matyldo... Krysiu, chciałabym dopisać słówko w obronie Generała Jaruzelskiego. Ogromna większość Polaków nie ma nic do Niego. Uważają, że zrobił to co na tamten czas trzeba było. Zaś ta cała nagonka w mediach to prawdopodobnie odwrócenie uwagi od rzeczy bieżących, ważnych. Często w towarzyskich rozmowach stwierdzamy, że gdyby teraz był polityczny przewrót, to nasi politycy stanęli by pod szafotem, przede wszystkim za nasze ciężko zarobione pieniądze (podatki), które nie idą na odpowiedni cel, a często służą wciąż nowym poprawiaczom, którzy poprawiają w nieskończoność aż wyłożą naszą Polskę na dobre, czego dowodem jest Służba Zdrowia, która zamiast leczyć wpędza człowieka dopiero w chorobę.
OdpowiedzUsuńA co do sprawy leków, to miałaś to szczęście. Ja otrzymuję recepty na lekarstwa z państwową dopłatą. Kiedy zamiast danego leku otrzymuję zamiennik, wiem, że moja choroba przyśpieszy bo znam ten lek. Nikt z ustalających listę leków zamienników nie pyta się chorych czy dane leki mają podobne działanie. Aby taniej co nie znaczy, że dobrze. Jest jeszcze wiele innych spraw w tej kwestii, ale nie będę się rozpisywać. Społeczeństwo powinno podać nasze państwo do sądu za brak należytej opieki medycznej. Bo nie jest do pomyślenia aby pacjent z rakiem musiał czekać na wizytę pół roku, a do tego na badania następne pól lub dostać odmowę, gdyż z tytułu wieku, takie badania mu się nie należą. To jest horror i o tym wiedzą ci co naprawdę poważnie chorują.
Co do bloga, to życzę aby rósł w swojej objętości i stał się dla Ciebie nadzwyczaj miłą rozrywką.
No i tak sobie poutyskiwałam :) Yoork
Witaj Krysiu brakuje nam Twej galerii malarstwa na naszym Forum.Pozdrawiam serdecznie życząc dużo dużo zdrówka buziaczki. kopciuszek
OdpowiedzUsuń