wtorek, 6 grudnia 2011

Wspomnienia emerytki część II

Lipiec 2007

Od kilku dni pada i pada, ani wyjść na spacer, ani zaplanować jakiś wyjazd. Pozostaje tylko komputer, ewentualnie jakaś książka, chociaż ostatnio też nie mam nic ciekawego do czytania. W związku z powyższym, znalazłam sobie lekturę na stronach internetowych Dziadka Janka i Naszej klasy. Widzę, że i tutaj podobnie jak w polskiej telewizji sezon ogórkowy, czyli zastój. Mało się dzieje, większość  osób pewnie na wakacjach i na urlopach. Tylko tacy jak ja na emeryturze, z dużą ilością wolnego czasu, zaglądają do tych miłych, aczkolwiek ostatnio pustawych pokoików. Określenie sezon ogórkowy jest powszechnie znane i używane, ale muszę przyznać, że nie wiedziałam skąd to powiedzonko się wzięło w naszej potocznej mowie. Zaczęłam więc poszukiwania w Internecie. Oto, czego się dowiedziałam. „niepoetycką genezę ma wyrażenie sezon ogórkowy, który oznacza okres letniego zastoju w życiu kulturalnym. Bez wątpienia przyczyn tego zastoju należy się doszukiwać w kanikule, ponieważ okres upałów i urlopów nie sprzyja ożywionemu życiu nie tylko w sferze kultury i rozrywki intelektualnej, ale także w sferze polityki, edukacji, nauki, ekonomii, produkcji itp. itd. Jedynie ogórki zaprzątają naszą uwagę jako często spożywane w te dni warzywo – stąd sezon ogórkowy. Nie można tu też wykluczyć, że to wyrażenie znajduje motywacje w niem. saure-gurken-zeit – dosłownie czas kiszenia ogórków”. Ja niestrudzenie zanudzam was swoimi wspomnieniami. Jakoś tak się rozpędziłam, że nie umiem zwolnić. Asia stara się dotrzymać mi kroku, ale pewnie woli iść na spacer, czy wsadzić nos w książkę, by odpocząć od ludzi realnych i wirtualnych pewnie też oraz całorocznej harówie w szkole. Od czasu tu i ówdzie pojawia się Dorotka. Zostawia swoje cudne grafiki i ze słowami : byłam, czytałam…. znika. Wpada też Haszka, u której ostatnio było dużo imieninowych gości. Ładnie, że wszyscy pamiętają o imieninach   i urodzinach. Sama jednak jakoś się oszczędza, pewnie już planuje wyjazd nad morze. Szary pewnie przemierza szlaki turystyczne z nieodłącznym aparatem fotograficznym, szykując nam kolejną prezentację. Mniejsza wena u Jarka, wierszy jakby mniej, ale dominują w pokoju nie mniej piękne grafiki i obrazy. Ostatni przepis Iki, to napój na upały. Teraz przydałaby się na rozgrzewkę bardziej „czarna mańka”. Wzruszający wiersz o Tacie – gratuluje Iko. Klinika Elżbietki strajkuje, w Hyde Parku też mało dyskutantów. Benia ostatnio nas nie odwiedza, zapewne nastał u niej czas na przetwory. Wiki zauważyła, że w dzisiejszej dacie wystąpiły aż trzy siódemki. Cóż nam szkodzi wierzyć, że przyniosą szczęście.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Fascynacja Asi aniołami i mnie się udzieliła. Wyszukiwałam w internecie różne ich wizerunki, nie zapominając oczywiście o aniołach, które czuwają nad moimi rodzinnymi stronami. Dzisiaj również powrócę do anielskiego tematu. Często zarówno w literaturze, jak i w mowie potocznej używamy przymiotnika anielski, nie zastanawiając się głębiej nad jego sensem. Mówimy n p, że ktoś ma anielskie spojrzenie, anielskie ręce, anielską urodę, czy anielski głos. Jakie cechy posiada człowiek, o którym mówimy, że jest aniołem ? Wiadomo, że boskie anioły są uosobieniem piękna i dobra. Zapewne tacy są również ludzie, do których zwracamy się – jesteś aniołem.  Z pewnością są to osoby  bardzo wrażliwe na nieszczęście i cierpienie drugiego człowieka, ludzie o dobrym sercu i pięknej duszy. Mówi się obecnie o powszechnej znieczulicy, ale jeśli się dobrze rozejrzeć, nie jest wcale tak źle. Wystarczy tylko wymienić tysiące młodych wolontariuszy, którzy pracują z ciężko chorymi w hospicjach, w placówkach misyjnych, albo odwiedzają ich w domach. Co sprawia, że te osoby zamiast bawić się i używać życia, odnajdują jego sens w pomaganiu chorym, samotnym i potrzebującym.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli dobrze przyjrzeć się herbowi Sanoka, na trójdzielnym polu oprócz białego orła i herbu Sforzów, odnajdujemy  również anioła. Jest to Archanioł Michał, zabijający szatana. Jako patron wielu cerkwi na Podkarpaciu, był on częstym tematem ikon na tych terenach. Przekonać się o tym można oglądając w salach sanockiego zamku  ich galerię. Ukazywany jest on na ikonach w kolorowej zbroi, z mieczem i poduszką pod stopami, co symbolizuje jego niebiańskie pochodzenie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ikona, jak wszyscy wiedzą, jest obrazem sakralnym, związanym z kulturą i religią obrządku wschodniego. Przedstawia portrety świętych, epizody z ich życia oraz sceny ilustrujące treści Pisma Świętego. Najczęściej ikony przedstawiają Chrystusa siedzącego na tronie, który ukazany jest w popiersiu oraz zatroskaną Matkę Boską. Częstym tematem ikon jest również Trójca Święta. Jest to wizerunek Boga w postaci trzech aniołów. Ekspozycja ikon w Sanoku przedstawia ikony datowane od XV do XVIII wieku. Jeśli kiedyś wasze drogi trafią na Podkarpacie, obejrzyjcie je koniecznie. Ale to nie wszystko. Ikonostas można również zobaczyć  w cerkiewkach skansenu oraz na szlaku doliny Osławy i Doliny Sanu.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przed chwilą usłyszałam w telewizji, że dzisiaj obchodzi się Światowy Dzień Pocałunku. Czego to ludzie nie wymyślą ? Znam dwie przeciwstawne opinie na temat całowania się. Jedni twierdzą, że pocałunek skraca życie, inni, że je przedłuża. Niektórzy uważają całowanie za dobry sposób na odchudzanie. Wyliczają, że trwający około 30 sekund pocałunek, to utrata 52 kalorii. Nie będę komentować tych teorii, ale jedno wiem, że pocałunek jest najczęściej wyrazem miłości, przyjaźni, bliskości. Nie znaczy to oczywiście, że nie zdarzają się pocałunki judaszowe.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
O pocałunkach napisano miliony wierszy i piosenek, każdy z nas może wymienić przynajmniej kilkanaście tytułów bez dłuższego zastanowienia. Jest wśród nich jednak jedna taka piosenka, która zrobiła międzynarodową karierę – Besame Mucho, czyli Całuj mnie mocno. Skomponowała ten utwór w 1940 roku Meksykanka Consuelo Velasquez, która wykazała się talentem już we wczesnym dzieciństwie i grała na fortepianie w wieku zaledwie czterech lat. Piosenka ta uznana została za romantyczny przebój wszechczasów, stając się bardzo szybko międzynarodowym hitem, chwytającym za serce miliony ludzi spragnionych miłości. Znalazła od razu setki wykonawców na całym świecie. Mieli ją i mają w swoim repertuarze najlepsi artyści różnych stylów tej miary co : Placido Domingo, Jose Carreras, Andrea Bocelli, The Beatles, Dalida, Frank Sinatra, Presley, Armstrong, Mirelie Mathie, Nana Mouskouri, Cesaria Evora oraz wielu, wielu innych wybitnych wokalistów czy instrumentalistów.

Pocałuj mnie dzisiaj

Pocałuj
mnie dzisiaj bo
jutro będę
o dzień starsza, o dzień brzydsza
o dzień mądrzejsza
pocałuj mnie dzisiaj
bo jutra już nie będzie
[Aneta Kamińska]

Ten pocałunek
/Halina Poświatowska /

ten pocałunek
pachniał jak rozgryziona łodyga maku
czerwono posypał się z warg
zakwitł
w miękkim wgłębieniu dłoni
kiedy wspięłam się na palce
dzwonił
w dojrzałym polu
lecz wtedy
nie było już mnie
znikłam
w tym złotym pocałunku
czerwono posypał się z warg
zakwitł
w miękkim wgłębieniu dłoni
kiedy wspięłam się na palce
dzwonił
w dojrzałym polu
lecz wtedy
nie było już mnie
znikłam
w tym złotym pocałunku
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Niewątpliwie najbardziej znanym pocałunkiem na świecie jest pocałunek Judasza. Jak wszyscy dobrze wiemy, Judasz był jednym z apostołów, który zdradził i wydał Jezusa za 30 srebrników. W ubiegłym roku gdzieś w internecie przypadkiem przeczytałam, że w Egipcie odnaleziono dokument, nazwany Ewangelią Judasza. Dokument ten stawia postać tego apostoła w zupełnie innym świetle, ponieważ według niego, to Jezus poprosił Judasza, aby go wydał, co oznacza, że Judasz nie był zdrajcą, lecz wykonywał wolę Chrystusa.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
sierpień 2007

Jak ten czas szybko leci. Minęło już pięć lat, jak jestem na emeryturze. Po dwóch latach urlopu dla poratowania zdrowia, postanowiłam odejść na wcześniejszy zasłużony odpoczynek. Praca w szkole zawsze dawała mi wiele satysfakcji, ale pod koniec było coraz trudniej. Męczyły mnie ciągłe szkolenia, warsztaty, referaty i inne dodatkowe zajęcia. Niech się dokształcają młodzi. I tak pierwszego września 2002 roku powiedziałam – Żegnaj szkoło na zawsze. Przez pierwszy rok jeszcze miałam z nią kontakt dość ścisły, bo prowadziłam kronikę, ale powoli zaczęłam żyć swoją nową rzeczywistością. Jesienią podłączono nasz domowy komputer do Internetu. Bardzo dobrze się stało, że zbiegło się to  odejściem na emeryturę. Miałam nowe zajęcie, nie odczuwałam więc pustki, jaka mimo wszystko zaistniała w moim życiu. Trzeba było ją jakoś wypełnić. Od wiosny do jesieni spotykam się z przyjaciółmi w lesie. Organizujemy sobie wycieczki, więc miło spędzam czas, ale kiedy nadchodzi słotna jesień i zima, czuję się samotna. Kiedy pojawił się w domu internet,  zaczęłam szukać kontaktów  wirtualnych. Stało się to przez przypadek. Od czasu do czasu z naszego łącza korzystał mój bratanek Krzysio. Pewnego dnia zauważyłam, że on wchodzi na jakiś „chat” i rozmawia ze swoimi rówieśnikami. Zainteresowało mnie to, więc poprosiłam, by mi pokazał jak to się odbywa. Zaraz na drugi dzień, gdy byłam  sama w domu weszłam na taki portal. Wybrałam z racji wieku pokój „Oldboye”. Zauważyłam, że znajduje się tam zaprzyjaźnione towarzystwo. Na tak zwanym ogólnym toczyła się ożywiona rozmowa. Bardzo szybko zaczepiło mnie  kilku panów, ale okazywało się, że byli to czterdziestolatkowie, którzy dowiedziawszy się, że mam 55 lat, natychmiast kończyli rozmowę. Próbowałam nawiązać kontakt z jakąś kobietą. Wydawało mi się, że może być w moim wieku, ale ona powiedziała, że rozmowy z tą samą płcią ją nie interesują. Po trzech dniach miałam już przestać, uznałam, że to nie dla mnie i wtedy...
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Wtedy pojawił się na czacie bardzo dowcipny pan Stanisław. Widać było, że jest tam lubiany. Ktoś go w pewnym momencie zapytał ile ma lat. Odpowiedział, że 63.  Sama nie wiem jak to się stało, to był jakiś impuls, że napisałam do niego. Przedstawiłam się oczywiście, podałam swój wiek. Stanisław był bardzo uprzejmy. Nie miał już czasu, więc zaprosił mnie na rozmowę w następny dzień. Po dwóch czy trzech rozmowach, okazało się, że Stanisław to Marek i ma 40 lat. Poczułam się bardzo głupio, ale Marek napisał, że jemu mój wiek nie przeszkadza. Znaleźliśmy szybko wiele tematów do rozmów. Marek opowiedział mi o swojej rodzinie, twierdził, że kocha swoją żonę i nie szuka przygód w świecie wirtualnym, dlatego wiek rozmówcy nie ma dla niego znaczenia. Po czterech latach poznaliśmy się osobiście. Miło wspominam to spotkanie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Nasza znajomość bardzo szybko przerodziła się w przyjaźń. Zawsze mieliśmy  jakiś temat do rozmów. Po trzech miesiącach znajomości, Marek zaproponował mi zalogowanie się na amerykańskim komunikatorze muzycznym – paltalku. Przy pomocy bratanicy Olimpii – studentki filologii angielskiej, udało się  tam zarejestrować pod nickiem Matylda. Od razu  spodobało mi się tam. Przy muzyce miło spędzało  się czas. Poznawałam wciąż nowych ludzi, kompletowałam różne utwory muzyczne i nauczyłam się poruszać po tym komunikatorze bardzo sprawnie. Po jakimś czasie poznałam Asię. To ona wprowadziła mnie na karty swojej księgi, a teraz na forum  graficzne dziadka Janka.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeglądałam dziś w internecie galerię obrazów jednego z najwybitniejszych współczesnych malarzy pochodzącego z Sanoka – Zdzisława Beksińskiego. Dwa lata temu całą Polskę i nie tylko, obiegła wiadomość    o jego tragicznej śmierci. Został zamordowany w swoim warszawskim mieszkaniu, przez syna przyjaciela, dla kilku groszy, które stały się łupem bandyty. Twórczość tego artysty nie wszystkim się podoba, ponieważ utrzymana jest głównie w atmosferze fantastyki, grozy i tragizmu. Największa kolekcja jego prac, ze względu na silne związki artysty z rodzinnym miastem, znajduje się na sanockim zamku. W swoim testamencie malarz zapisał Muzeum Historycznemu w Sanoku cały swój majątek. Ta właśnie wspaniała kolekcja razem z unikatowym zbiorem ikon, czynią nasze muzem jednym z ciekawszych miejsc na Podkarpaciu i w Polsce. Rodzina Beksińskich wywodząca się spod Sandomierza, przybyła do Sanoka po upadku Powstania Listopadowego. Pradziad artysty - Mateusz Beksiński i jego współziomek Walenty Lipiński, ścigani przez policję carską, znaleźli tutaj schronienie. Zakupili kilka morgów ziemi, gdzie uruchomili zakład kotlarski. Stał się on początkiem fabryki wagonów, a następnie fabryki autobusów – Autosan. Wspomnieć należy również o synu artysty Tomaszu, który też był znaną w Polsce postacią, jako dziennikarz i prezenter muzyczny radiowej trójki oraz tłumacz wielu filmów w wersji angielskiej na język polski. Nie żyje już od kilku lat, popełnił samobójstwo. Skłonności samobójcze przejawiał już w szkole średniej. Mając 16 lat próbował  się otruć gazem i środkami nasennymi, a dwa lata później rozwiesił w mieście własne klepsydry. Obaj – ojciec i syn  są pochowani  na sanockim cmentarzu w grobowcu rodzinnym. Czasem zastanawiam się, czy  ja - mieszkanka Sanoka mam prawo do dumy z dokonań znanych i zasłużonych Sanoczan. Witold Gombrowicz zapytał kiedyś - Czy pani Kwiatkowska jest choć odrobinę lepsza przez to, że Chopin był Polakiem ? Ja jednak jestem dumna z tych moich krajan, którzy rozsławili imię mojego miasta nie tylko w Polsce, ale także na świecie. Zdzisław Beksiński niewątpliwie do takich ludzi należał. Mnie to na swój sposób uszlachetnia i nobilituje.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Zgadzam się z Asią, że anioły nie chodzą po ziemi. Nawet osoby, które uznano za święte też z pewnością miały jakieś grzeszki na sumieniu. Mówiąc o ziemskich aniołach, miałam na myśli takich ludzi, którzy mimo swoich wad i ludzkich słabości, poświęcają bezinteresownie swój czas i siły drugiemu człowiekowi, zwłaszcza cierpiącemu. Są też na świecie i takie jednostki, o których mówi się, że są wcielonymi diabłami, czy diabła mają za skórą. Wiemy z różnych przekazów do czego zdolni byli niektórzy ludzie. Potrafili bez mrugnięcia okiem pozbawić życia i znęcać się stosując najbardziej wymyślne tortury. Oglądałam wczoraj program telewizyjny, który skłonił mnie do pewnych refleksji. Była to audycja dotycząca wybaczania wyrządzonego zła. Zastanawiałam się, czy dla mnie może istnieć jakaś granica, po przekroczeniu której, nie byłabym w stanie wybaczyć. Nie znalazłam na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Być może dlatego, że nikt nigdy tak mocno mnie nie skrzywdził, a w drobnych sprawach, nie potrafię długo chować urazy. Wiemy jednak, że wielu ludzi wybacza nawet największe zbrodnie. Nasz papież wybaczył zamachowcowi, ale trudno się dziwić, by człowiek tego formatu, jakim był Jan Paweł II, nie wcielał w życie ważnych słów modlitwy - jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Na wspomniany program tv, zaproszono rodziców, którym w bestialski sposób zamordowano syna i Eleni, której jedyna córka została zastrzelona przez porzuconego, zazdrosnego,  zaborczego chłopaka. Rodzice zamordowanego chłopca jeszcze nie wybaczyli, bo rany są zbyt świeże, ale takiej możliwości w przyszłości nie wykluczają. Nie wiem ile czasu potrzebowała Eleni, bo gdy o tragedii swojego życia opowiadała, minęło kilkanaście lat, ale wybaczyła mordercy. Myślę, że to zależy od człowieka. Jedni potrzebują tego czasu mniej, inni więcej, a są i tacy, którzy nigdy nie wybaczają krzywd. Mało tego, potrafią się bezlitośnie mścić. Eleni twierdzi, że wybaczenie przyniosło jej ulgę, że bardzo trudno jest żyć z takim obciążeniem, jakim może być nieumiejętność wybaczania.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj zaświtała mi w głowie niedorzeczna myśl. Zadałam sobie pytanie – Jak wyglądałoby nasze życie, gdyby nagle za sprawą czarodziejskiej różdżki zniknęła cała muzyka świata. Trudno sobie nawet taką sytuację wyobrazić, gdy muzyka towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów i wraz z rozwojem ludzkości wspięła się na takie szczyty kunsztu artystycznego. Każdy z nas ma ulubione utwory instrumentalne i umiłowane piosenki, ale gdyby tak każdemu z nas postawiono zadanie wyboru 10 najbardziej ulubionych i uszeregowamia ich hierarchicznie, byłby niemały kłopot. Ja właśnie taką próbę podjęłam, nie jest to proste. Oczywiście na szczycie tej piramidy postawię moje Groszki i róże – Demarczyk. Zaraz po nich słynna Habanera z Carmen, Usta milczą, dusza śpiewa z Wesołej wdówki Lehara i Pieśń niewolników z Nabucco Verdiego. Szczególnie przy słuchaniu tej ostatniej zawsze dostaję gęsiej skórki. Kołysanka Brahmsa i walc Na wzgórzach Mandżurii – to wspomnienia z dzieciństwa, muszą więc się znaleźć na tej liście ulubionych. Spente le Stelle w wykonaniu Emmy Shapplin oraz towarzyszącego jej chóru gregoriańskiego, to też jest to, co tygryski lubią najbardziej. A jest jeszcze przecież muzyka ludowa, moje ukochane dumki ukraińskie i romanse rosyjskie, są standardy światowej muzyki rozrywkowej, ballady Okudżawy i piękna polska poezja śpiewana. Okazuje się więc, że nie łatwo jest taką listę ulubionych utworów sporządzić. I bardzo dobrze, że wybór taki trudny, że jest z czego wybierać, bo bez muzyki o ileż uboższy byłby świat, podobnie zresztą jak bez poezji, malarstwa i innych dziedzin sztuki. Nasze preferencje muzyczne zmieniają się wraz z wiekiem. Pojawiają się nowe piosenki, nowi wykonawcy. Są jednak takie utwory, które nosimy w sobie przez całe życie, bo zapadają w nasze serca. Nie zawsze muszą mieć związek z naszymi wyjątkowymi przeżyciami, czy ważnymi momentami w naszym życiu, jak to było z moimi „Groszkami i różami”.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Bo miłość jak cygańskie dziecię:
Ani jej ufaj, ani wierz,
Gdy gardzisz, kocham cię nad życie,
Lecz gdy pokocham, to się strzeż !


Są to słowa słynnej Habanery z Carmen Bizeta. Zaczęło się wszystko od rzucenia kwiatu mężczyźnie, który jako jedyny nie zwracał uwagi na piękną i dumną cygankę. Ale i on wkrótce uległ urokowi dziewczyny. Dla niej porzucił narzeczoną, przez nią trafił do więzienia i dla niej przyłączył się do bandy przemytników, żeby w finale tej tragicznej miłości popełnić zbrodnię. Kwiat otrzymany od Carmen był dla niego drogim talizmanem. Świadczy o tym słynna aria z kwiatkiem. Carmen  jednak żyje wyłącznie chwilą, miłość dla niej to tylko kaprys. Kiedy porzuca byłego kochanka dla pięknego, sławnego torreadora, spełnia się złowroga wróżba. Ginie od ostrza sztyletu, raniona przez porzuconego, wzgardzonego mężczyznę. Carmen nie jest pierwszą operą, jaką w życiu widziałam, ale z pewnością pierwszą, która zrobiła na mnie tak ogromne wrażenie. Być może nie bez znaczenia było to, że oglądałam  to  wyjątkowe przedstawienie w Teatrze Wielkim w Warszawie, w którym wtedy byłam pierwszy raz. A może sprawiła to po prostu cudna, żywiołowa muzyka, kostiumy, cała  ta niezwykła oprawa. Był to chyba zwrotny moment w moich muzycznych fascynacjach. Inaczej zaczęłam patrzeć na muzykę klasyczną.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Asia  wspomniała o piosence, której teraz najczęściej słucha. Ja też  mam wiele ulubionych zagranicznych utworów, ale dla mnie jednak bardzo ważna jest jego treść. Muszę wiedzieć o czym jest piosenka, a jej wartość jest tym większa, im piękniejszy jest tekst. Stąd moje zamiłowanie do piosenki poetyckiej. Wiele utworów wybitnych polskich poetów zostało upowszechnionych wśród polskiego społeczeństwa, właśnie dzięki poezji śpiewanej. Ewa Demarczyk zapytana kiedyś w jednym z wywiadów prasowych, czy uważa się za ambasadora poezji wśród społeczeństwa, czy ma swiadomość, że dzięki niej poezja zyskuje szersze zainteresowanie, dociera do znacznej liczby ludzi bardziej niż poprzez lekturę, artystka odpowiedziała : To właśnie jest moim celem i tej sprawie staram się swoim śpiewaniem służyć.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Perełką muzyki klasycznej jest dla mnie utwór „Dla Elizy”. Podobno Beethoven skomponował 24 bagatele, ale ja znam tylko tę jedną. Wiadomo jest, że być może najsłynniejszą w historii muzyki „Sonatę Księżycową”, kompozytor dedykował swojej ukochanej Giulietcie. Chciałam się swego czasu dowiedzieć kim była dla Beethovena tajemnicza Eliza, ale nie znalazłam żadnych informacji na ten temat.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Usta milczą, dusza śpiewa – kochaj mnie
Bez miłości świat nic nie wart – kochaj mnie.


O sile i znaczeniu miłości w życiu, stara się nas przekonać tytułowa bohaterka „Wesołej wdówki” – Lehara. Uboga dziewczyna nie może poślubić ukochanego, wychodzi więc za mąż za starego bankiera i jego 20 milionów. Tego samego dnia zostaje wdową. Jest młoda, piękna i bogata, nie ma więc zamiaru trwać w stanie wdowieństwa. Udaje się do Paryża z zamiarem rychłego wyjścia powtórnie za mąż. Gdyby jednak Hanna, obywatelka małego księstwa została żoną obcokrajowca, byłaby to strata dla jej kraju. Trzeba zatem coś zrobić, by miliony zostały w ojczyźnie. Podejmuje się tego – przedstawiciel dyplomatyczny księstwa w Paryżu. Sprowadza do Paryża Daniłę, dawną miłość Hanny, myśląc, że teraz, gdy ukochana jest bogata, zechce się z nią ożenić. Daniło nadal kocha Hannę, nie poślubił jej ze względu na zakaz stryja, ale w nowej sytuacji nie chce uchodzić za łowcę posagu, więc odmawia, obiecując tylko, że postara się nie dopuścić, by wdowa poślubiła obcokrajowca. Jednak w wyniku misternie uknutej intrygi, oświadcza się wdówce i zostaje przyjęty.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jestem chory na bluesa wyzdrowieć wcale nie chcę już - to słowa Sławka Wierzcholskiego, który od lat konsekwentnie propaguje ten rodzaj muzyki. Ze mną nie jest aż tak, ale od czasu do czasu lubię bluesa posłuchać. Blues po angielsku oznacza smutek, dlatego tematem muzyki tego gatunku jest często rozpacz, zagubienie, melancholia oraz problemy z jakimi boryka się człowiek. Stąd ta muzyka jest bliska tak wielu ludziom. Jednym z moich ulubionych utworów bluesowych jest piosenka Erica Claptona „Rzeka łez” (River of tears).
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Asia zamieściła  dzisiaj w swojej księdze wiersz o Ludziach z mgły. Oto on.

Ludzie z mgły

Obłoki rwą się na strzępy
Rozczesują na skałach splątane kosmyki
Przelewa się rwący potok chmur
W dali ludzie z mgły
Ścieżka znika w dali

Wiatr dobiera z połoniny zielonej
Misterne warkocze krętych szlaków
Nad szczytem płyną rozmyte sny
Te, w których śniły się Bieszczady

Bieszczady- wschody słońca i rosa
Góry- zlewają się z niebem
Droga- wisi we mgle zabłąkana
Zachody słońca aż do końca.

Zielone stoki z obu stron
Dźwigają kładki ponad światy
Z góry wszystko staje się takie małe
Człek ucieka w toń
Toń zanika w dali.

Z każdym krokiem stajesz się coraz wyżej
Wzbijasz się ku niebu niczym ptak
Szczyt zwieńczony koroną szarych skał
Tutaj echo sumienia tak łatwo usłyszeć


„Ludźmi z mgły”, określa się Bieszczadzkich zakapiorów, którzy  dla tych gór porzucili cywilizację. Jeden z nich  to Lutek Pinczuk. Zamieszkał na Połoninie Wetlińskiej w schronisku „Chatka Puchatka”. Zbudowali je wopiści zaraz po wojnie, by jak wieść niosła w tamtym latach, obserwować imperialistyczne samoloty wiozące stonkę przeciw PRL. Przez jakiś czas była tam stanica harcerska, a potem pojawił się Lutek. Był on podobno trzecim kowbojem pionierskiego okresu zasiedlania Bieszczadów, który na swoim koniu przemierzał najbardziej niedostępne tereny górskie. Nie wiem, czy pamiętacie taką piosenkę Woźniakowskiego - „Mam szałas na połoninie….. i pannę w sukni niebieskiej...”. Słyszałam, że to właśnie Lutek był jej bohaterem Byłam w tym schronisku dawno temu , ale go nie poznałam. Szkoda, bo jest on prawdziwą legendą. Latem na poloninach jest  pięknie, ale żyć tam zimą jest nie do pozazdroszczenia. Podczas wyjątkowo śnieżnych zim, zdarza, że stali lokatorzy budyneczku muszą go opuszczać przez okna w dachu, bo kilkumetrowej zaspy nie da się przekopać. Podobną legendą tych gór był Jurek, nie żyje już od dwóch lat. Porzucił miasto oraz rodzinę, zatrudniając się jako kierowca na spychaczu. Jednak stała praca go nie interesowała. Nosiło go całymi dniami po górach. W swoich wspomnieniach pisał : „Jakiś niespokojny duch wlazł we mnie, że nie mogę usiedzieć ani chwili. Można mnie spotkać w jeden dzień w kilku różnych miejscach. Jakbym wilkiem był i to wszystko co mnie otacza chciał pożreć. Zawsze przecież można było coś ciekawego zobaczyć, coś znaleźć - wiekową lipę, zrujnowaną cerkiewkę, wyjątkowy wodospad, gniazdo jarząbka, trop niedźwiedzia, łanię poszarpaną przez wilki”. Jego dom zamienił się w składowisko przeróżnych przedmiotów, nawet zęby mamuta można tam było znaleźć. Jurek był nie tylko miłośnikiem przyrody, ale kochał też poezję, pisał pięknie o górach, fotografował je  z zamiłowaniem. Oto jeszcze jeden cytat z jego wspomnień : „Nie poszedłem na drugą stronę połonin było za pięknie by zejść na dół. Byłem pod Smerekiem mgła jak cholera, gdy wyszedłem wyżej śliczne słońce, w dole dywan mgły kłębiącej się. Nie zabrałem aparatu trudno... I w sekundzie zmiana nagły poświst wiatru ciemno, zaczął padać śnieg. Zabluźniłem z cicha, miałem już schodzić do Wetliny, ale uciszyło się, słońce znów się pokazało. Zaryzykowałem, poszedłem wzdłuż Wetlińskiej, na siodle pod Wetlińską rozpaliłem ognisko. Jak było fajnie w słońcu i przy ogniu. Te jodły i świerki pod czapami śniegu iskrzące tysiącami świateł, zapierało dech w piersi”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz